Drgania- samoistne, chroniczne, bezustanne oscylacje,
w trakcie których pewne wielkości fizyczne
na przemian rosną i maleją w czasie...
Tak najdokładniej mogłabym opisać
działanie mojego organizmu od siedmiu tygodni...
Coś w tym dziwnego?
Wątpię!
Drżę - każdej nocy - czy Nasza Biedronka nie przekręci się na wznak,
czy nie uleje i się nie zakrztusi.
Drżę - przy każdym karmieniu - czy Nasza Niunia na pewno się naje,
czy wystarczy mleczka (w barze mlecznym), czy mleko
jest treściwe i czy jej smakuje, no bo jak można byłoby
jeść coś przez 24 h na dobę co miałoby okropny,
mdły smak...
Drżę - przy każdym płaczu - co jest przyczyną bombiastych łez
mojej Córeczki.
Drżę - kładąc do łóżeczka - czy się nie obudzi oderwana od pewnej części
mojego ciała, która daje jej ogromne
poczucie bezpieczeństwa, ciepła i spokoju.
Drżę - wychodząc z domu lub zostając sama w domu -
czy się nie zaniesie, czy uśnie, czy nie przemoczy ubranka,
czy nie będzie miała kolki po jedzeniu,
czy nie zsunie jej się czapeczka i nie odsłoni uszka,
czy nie zmarznie w stopki,
czy będzie natarczywie wkładać sobie rączki do buzi...
Czuję się jak OSCYLATOR HARMONICZNY...
(Uleńka ma 7 tygodni)