czwartek, 25 września 2014

Permanentne drgania oscylatora harmonicznego...

Drgania- samoistne, chroniczne, bezustanne oscylacje,
w trakcie których pewne wielkości fizyczne 
na przemian rosną i maleją w czasie...

Tak najdokładniej mogłabym opisać
działanie mojego organizmu od siedmiu tygodni...


Coś w tym dziwnego?
Wątpię!


Drżę - każdej nocy - czy Nasza Biedronka nie przekręci się na wznak, 
czy nie uleje i się nie zakrztusi.

Drżę - przy każdym karmieniu - czy Nasza Niunia na pewno się naje, 
czy wystarczy mleczka (w barze mlecznym), czy mleko
jest treściwe i czy jej smakuje, no bo jak można byłoby 
jeść coś przez 24 h na dobę co miałoby okropny,
mdły smak...

Drżę - przy każdym płaczu - co jest przyczyną bombiastych łez
mojej Córeczki.

Drżę - kładąc do łóżeczka - czy się nie obudzi oderwana od pewnej części
mojego ciała, która daje jej ogromne 
poczucie bezpieczeństwa, ciepła i spokoju.

Drżę - wychodząc z domu lub zostając sama w domu - 
czy się nie zaniesie, czy uśnie, czy nie przemoczy ubranka,
czy nie będzie miała kolki po jedzeniu, 
czy nie zsunie jej się czapeczka i nie odsłoni uszka,
czy nie zmarznie w stopki,
czy będzie natarczywie wkładać sobie rączki do buzi...


Czuję się jak OSCYLATOR HARMONICZNY...


(Uleńka ma 7 tygodni)

sobota, 16 sierpnia 2014

Mam dwa tygodnie...


Lot międzygwiezdny - tak określiłabym 
minione dwa tygodnie z Naszą Biedronką, które w błyskawicznym tempie
zleciały niczym 
krople lepniego deszczu po szybie.

Czas dla nas przestał dzielić się na tryb dzienny i tryb nocny.
Czas stał się JEDNYM trybem - ULEŃKĄ!

Nasze wspólnie - z mężem, który wziął dwa tygodnie urlopu - spędzane dni 
wypełniony są opieką, 
troską, czułością, spacerami, rozmowami,
a także dogłębnym poznawaniem Naszej Nowej Istoty. 

Mam już  DWA  TYGODNIE!


  



sobota, 9 sierpnia 2014

Chmury otulają mnie niczym TWOJE DŁONIE...

Druga Rocznica...

Każdą cząstką ciała odczuwam ogarniające mnie wówczas emocje.
Emocje te nie są ani słabsze, bledsze, mdłe, rozmyte,
ani mgliste, przyćmione,
są całkowicie tak samo wyraźne, rozdzierające, żywe, intensywne, 
dotkliwe, przenikliwe jak 17 520 godzin temu...


Kiedy zamykam oczy to widzę sekunda po sekundzie
obrazy 
z tamtego wydarzenia...

Dlatego wielokrotnie w ciągu dnia otwierając oczy
wzrok swój kieruję w stronę nieba.
Wówczas moje ciało wypełnia się nieludzkim odpoczynkiem, ukojeniem,
i subtelnie czuję jak 
CHMURY  OTULAJĄ  MNIE  NICZYM  TWOJE  DŁONIE
KOCHANA  MAMO...











środa, 6 sierpnia 2014

W TRÓJKĘ WRACAMY do zupełnie innego domu...

Środa tj. 6 sierpnia 2014 r. lekarz pediatra prowadzący Naszą Biedronkę
ostatecznie pozwala wypisać Nas ze szpitala.

Po całej dobie naświetlania Uleńkę lampami, 
żółtaczka zaczęła się cofać.

Nie zapomnę długiej ciszy w telefonie,
gdy ok. 9.50 zadzwoniłam do męża i przekazałam radosną informację, że: 

"Kochanie - obie jesteśmy gotowe i czekamy na Ciebie 
byś zabrał Nas do naszego domu"...

Czułam tłumione po drugiej stronie słuchawki łzy, 
które ze szczęścia płynęły po twarzy męża.



Opuszczając mury szpitala, patrząc jak mąż dwoma rękami ze wszystkich sił
trzyma fotelik z Naszą Uleńką, 
zaczęło docierać do mnie, że JESTEŚMY  JUŻ  WE  TRÓJKĘ!

Nasze najgłebiej skrywane MARZENIE się spełniło!

Otwierając drzwi naszego domu,
oboje czuliśmy, że z chwilą przekroczenia progu, stał się to zupełnie INNY DOM...
DOM, w którym zamieszka z nami nasz długo oczekiwany SKARB...

Boże, dziękujemy Ci za nasze SZCZĘŚCIE!



sobota, 2 sierpnia 2014

CUD narodzin...


SAMA wybrała ten czas, 16 dni przed wyznaczonym terminem...

2 sierpnia 2014, godzina: 2:20, sobota - poczułam potworne uderzenie
w brzuchu...
robię w głowie szybki rekonesans czy tak zachowałaby się 
Nasza Niunia, z przekonaniem twierdzę, że to nie w jej stylu!

A więc co to było??  Odpowiedź nadeszła natychmiast... 
ZACZYNA SIĘ....

CUD narodzin naszej BIEDRONKI...

2 sierpnia 2014, godzina: 3:50, sobota - nie pamiętam drogi do szpitala,
kojarzę tylko kosmiczną prędkość samochodu 
i słowa mojego męża; 
"Kochanie - wszystko będzie dobrze, oddychaj, oddychaj..."

2 sierpnia 2014, godzina: 5:10, sobota - po karkołomnych pytaniach zaspanej pielęgniarki na izbie przyjęć, narastającym wszechobecnym bólu, 
wielkiej niewiadomej JAK TO BĘDZIE?? jesteśmy na sali porodowej...

2 sierpnia 2014, godzina: 11:50, sobota - poszczególne etapy porodu na zawsze zostaną głęboko i wyraźnie wyryte w mojej świadomości. Długo siliłam się na znalezienie słów by chociaż poczęści oddać to co się działo
z moim ciałem i moim umysłem w trakcie porodu.


Nie sposób tego opisać...

BÓL - był dla mnie kierunkiem do upragnionej WOLNOŚCI,
im bardziej bolało tym bardziej dążyłam by stać się wolna...

2 sierpnia 2014, godzina: 13:15, sobota - po trzech prysznicach, kąpieli w wannie, skakaniu na piłce, masażach pleców - intensywnie robionych przez mojego, dzielnego męża, którego w pierwotnej wersji w ogóle miało nie być 
na sali porodowej -, 
po podaniu 3 dawek leków przyspieszających 
akcję porodową, zaczął się potężny kryzys...

Rezygnacja, zwątpienie, kapitulacja, totalne wycięczenie organizmu, brak tchu...
Wszystko po to by nastał NOWY etap... 
Mobilizacja, zacięcie, walka, siła, głębokie oddechy... 

2 sierpnia 2014, godzina: 14:35, sobota - JESTEŚMY JUŻ RAZEM!
Trzymam w swych ramionach ŻYCIE, KTÓRE NARODZIŁO SIĘ Z MIŁOŚCI...

Trzymam w swych ramionach ULEŃKĘ... NOWĄ ISTOTĘ...





czwartek, 24 lipca 2014

Powoli widzimy METĘ ...

Kolejny tydzień, kolejna niedziela
i na horyzoncie pojawia się ledwo widoczna META <3


METĄ będzie przytulenie do serca
Naszej Biedronki
i wyszeptanie Jej do uszka:
WITAJ NA ŚWIECIE 
NASZE SPEŁNIONE CICHUTKIE MARZENIE !


Po ostatnich skurczach, które na dobre zagościły
w moim - jakże urozmaiconym - planie dnia i nocy, 
z regularnością występowania co do 6/7 na dobę,
postanowiłam przygotować 
torby do szpitala.

Dlaczego torby?
Jedna dla Niuni, a jedna dla mnie :)



Spakowałam sama, 
bo przecież nie można męża obarczyć
 tak niezwykle newralgicznym i arcyważnym zadaniem.

Czekamy ...



poniedziałek, 21 lipca 2014

Odmierzanie niekończącego się czasu...

Dni stają się coraz bardziej napięte...z różnych względów...

Odliczamy tygodnie, godziny do naszego 
PIERWSZEGO  SPOTKANIA  Z  CÓRECZKĄ...

Dzionki są napięte także z tego względu, iż...
od kilku dni panują potworne upały, które zmuszają mnie
do pozostawania w domu przez 24h/dobę...
Z kolei totalny i obezwładniający brak tlenu 
daje o sobie znać szczególnie w nocy,
a moje stopy osiągnęły niebotyczne rozmiary słoniowatych kulfonów...





Ale to nic.... takie uroki TEGO CUDOWNEGO STANU :) 


W tym tygodniu zakończyliśmy spotkania w szkolę rodzenia.

Po zjedzeniu przepysznego tortu - który przygotowała Dorota (czerwono-włosa) 
od Marcina (filozyfa inżyniera),
podarowaniu Pani Teresce kartki od całej grupy - którą
stworzyłam ja osobiście i z której jestem bardzo dumna,
bo 
umieściłam i wydrukowałam zdjęcia każdej z par 
wraz ze słowami podziękowania, 
co nadało jej niepowtarzalnego i wyjątkowego charakteru - ,




a także po wręczeniu bukieciku kwiatków
- które zorganizowała Asia (mam ją w znajomych na fb)
od Bartka (boksera),
zasiedliści do ostatniego tematu:
ćwiczenia porodowe, etapy porodu i połogu.


Niespodzianką dla każdej pary okazał się
podarowany przez Panią Położną
przepiękny, prawie że anielski album dla Dzieciątka!



(36 t skończony)